piątek, 5 kwietnia 2019

Sezon 2019 otwarty!!!




Kiedy kończy się jeden sezon zawsze są plany na kolejne prace modernizacyjne. Planów było sporo,jednak udało się tylko na nowo ( i po raz trzeci ! )  połączyć wał napędowy ze skrzynią biegów i silnikiem. Tym  razem to ja wkroczyłam do akcji ,bo szczerze wątpiłam w to ,że kolejny pomysł mojego chłopa na "kombinacje wałowe" będą na tyle skuteczne ,że w końcu albo i nareszcie, będziemy mogli spokojnie i bez stresu popłynąć w siną dal ;) . Kilka długich zimowych tygodni spędziłam na studiowaniu najróżniejszych rozwiązań technicznych  i w końcu po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw powstała moja własna ,prywatna konstrukcja oparta na trzech elementach ,które  w założeniu miały być razem na tyle elastyczne ,żeby zniwelować wibracje powstające w całym układzie napędowym a jednocześnie na tyle mocne aby utrzymać wał.

 


Wiem ,wkroczyłam w świat flansz, śrub, podkładek, sprzęgieł ale chyba było warto ,bo Frela spokojnie dopłynęła spod dźwigu do swojej kei. Chłop docenił większą sterowność przy niższych obrotach silnika a ja z brzegu patrząc jak ta nasza łódeczka śmiga zwyczajnie w świecie się wzruszyłam.
 
Ahoj!!!

poniedziałek, 29 października 2018

Koniec sezonu 2018

Sezon 2018 dobiegł końca.
Frela spowita w mgłę przywitała nas bladym świtem. Pokład, szyby i pomosty były oblodzone i naprawdę trzeba było uważać żeby nie zaliczyć ślizgu do rzeki.
Silnik odpalił bez problemu za to umocowanie wału napędowego  znowu się rozpadło. Frela została odholowana pod dzwig.
Mówią , że do trzech razy sztuka....i kiedy Frela suszy boczki na brzegu my znowu podejmujemy walkę z wałem ;)




niedziela, 16 września 2018

Frela zadymiara ;P



Się wciąż dłubie....coś ulepsza...uszczelnia....zakleja...

Chłop zamontował nowe okno wentylacyjne ,bo okazało się ,że w kajucie dziobowej dzieciom  czasami coś kapie na głowę. Przy okazji uszczelniliśmy relingi ,bo i tamtędy przedostawała się woda...i kapała wprost na mój piękny kuchenny blat .


Kiedy już wiedzieliśmy ,że nasza Frela jest szczelna...nadejszła wiekopomna chwila w tym sezonie. Trzeba było w końcu odbić od brzegu, sprawdzić czy wał  działa jak należy i czy nie wysuwa się z flanszy. Ja ,która byłam w poprzednim sezonie podpora mojego chłopa...znając jego wszystkie magiczne zaklęcia i przekleństwa...od razu zgłosiłam swoje veto na nie wkraczanie na pokład. Chciałam pozostać z najmniejszą pociechą na brzegu i podziwiać popisowy w tym sezonie rejs naszej Freli. Skrzyknęliśmy brygadę wsparcia. Ktoś musiał zamiast mnie służyć kapitanowi pomocą w potrzebie...

Pomocnych rąk w naszym projekcie jest wiele, tym razem towarzyszył nam Bart ze swoja rodziną, który umęczony po czterech nockach z rzędu...ochoczo zgodził się wsiąść na pokład a wraz z nim jego synowie i moje starsze pociechy. Na brzegu pozostałam ja z najmłodszym dziecięciem i żona Barta. Chłop według schematu odpalił silnik (używając swojego magicznego drucika ;P ) , liny cumujące powędrowały na pokład....Frela odbiła od brzegu...Chłop skierował łódkę za most i za chwilę zninkęła nam z oczu. Najmniejsza pociecha cała we łzach, spacyfikowana w wózku zasnęła.
Po kilku minutach z dala usłyszałam znajomy dźwięk silnika Freli. Dziarsko przepłynęła pod mostem i zatoczyła kilka kółek na wysokości swojej kei by udać się w dalszy rejs. Stracilismy ją z oczu a i dźwięk silnika przestał być słyszalny. I tak minęło kolejnych kilka chwil i na powrót można było usłyszeć silnik Freli....Ja z żona Barta siedziałśmy sobie przy naszym składanym campingowym stoliku, ja piłam piwko , żona Barta przekąszała sałateczki,dziecko spało...a Freli wciąż nie było widać za to z oddali można było zobaczyć kłęby dymu bądź spalin ,które snuły się na brzeg. Głośno stwierdziłam,że to pewnie jakaś inna łódka z podobnym silnikiem płynie i strasznie kopci...widziałam tylko postać ,która przemyka za zacumowanymi na marinie łódkami. Po chwili owa postać okazała się być Bartem stojącym na dziobie i gotowym do rzucania liny a kłeby dymu puszczała nasza Frela. Chłop w miarę sprawnie skierował Frelę do kei, zrobiło się małe zamieszanie przy rzucaniu lin ,bo rufa troszkę uciekła z nurtem rzeki a Bart ofiarnie odpychał ją by bezpiecznie można było ja przycumować.

Rejs okazał się być całkiem ekscytujący ...wał ani drgnął za to układ wydechowy liczący sobie pewnie tyle samo lat co nasza łódka....zwyczajnie się podziurawił , do tego podgrzał jakiś drewniany element  łódki na tyle że i ten zaczął puszczać dym. Bart o ile jeszcze spał to na pewno się obudził, wrażeń każdy miał całkiem sporo. Sama Frela tym razem okazała się zadymiarą a Chłop na pewno na drugi raz wyciągnie ze schowków gaśnice i dłuższe liny cumownicze...

Na dzień dzisiejszy układ wydechowy już został uszczelniony i może następnym razem zadymy nie będzie ;)

Ahoj przygodo :D



poniedziałek, 20 sierpnia 2018

B&B na Freli

Po tym jak Chłop zawiózł i zamontował na Freli kuchnkę i mikrofalówkę ja zabrałam się za docinanie pianek tapicerskich, które po roku w końcu doczekały się rozpakowania i szycie na nie pokrowców.
 Szycie w towarzystwie dzieci skończyło się sukcesem i obiadem na kolację 😅



Chcieliśmy spędzić noc i poranek na łódce. W planach było wypróbowanie miejsc do spania jak również i kuchni wspomaganej na razie prądem z generatora ustawionego na brzegu.Kiedy w piątkowy wieczór chłop wrócił z pracy , wyruszyliśmy zapakowani i gotowi na każdą okoliczność na marinę. Za nami jechali towarzysze naszej pierwszej nocy na łódce uzbrojeni w namiot, materace i śpiwory.

Po rozbiciu namiotu dla naszych gości i rozpakowaniu z auta wszelakich dobroci mogliśmy odpocząć ;P a że wieczór był bardzo długi to i poranek nadszedł nader szybko.
Kuchnia zasilana z brzegu generatorem...wydała śniadanie dla wszystkich . Nie zabrakło kawki, herbatki, płatków z mlekiem, jajecznicy i bekonu



🍽🍽


poniedziałek, 30 lipca 2018

Frela od strony kuchni


Ponoć silnik i wał napędowy działają bez zarzutu, są jedynie problemy z ładowaniem akumulatorów bo ładowanie gdzieś uciekło ale Chłop mnie zapewnia ,że je znajdzie ;)
Żeby nie było, że nic się nie dzieje to wciąż coś dłubiemy, malujemy i laminujemy. Kuchenny blat zyskał kolor i powłokę wodoodporną dzięki zastosowaniu maty szklanej i żywicy epoksydowej z dodatkiem pyłu aluminiowego.


 
Muszę Wam powiedzieć , że laminowanie blatu wyszło całkiem przyjemnie i dla oka i dla portfela.
Poza jedynym minusem ,którym było samo laminowanie widzę tylko plusy.
 
Po blacie przyszła kolej na skonstruowanie od podstaw drzwiczek do szafki w miejsce gdzie onegdaj była lodówka. Chłop piłował , kleił,skręcał i zrobił naprawdę ładne drzwiczki , średnia pociecha je pomalowała i tak oto...tadammmm są i one
 
 
 
jak już jest tak pięknie to trzeba było wytargać z przepastnych kątów naszego garażu sprzęty ułatwiające życie kuchcika na fali ;)
 
 


 
niech jeszcze poleci woda z kranu i niech popłynie prąd z przetwornicy i można spędzać tam całe dnie :)

sobota, 23 czerwca 2018

Wciąż nie pływamy :(

Cisza...na blogu 😥
Cisza w komorze silnika....słychać tylko naturę otaczającą naszą Frelę😉







Na "drugie urodziny" Frela dostała drugi alternator, nowy miał zastąpić stary ale Majster Śrubka, obmyślił sprytne mocowanie na nowy a Chłop kombinuje jak to wszystko połączyć, napiąć, podłączyć, okablować etc.




Malowanie pokładu zeszło na dalszy plan. Do wakacji chcemy dokończyć "strefę kuchenną", po milionach pomysłów na wykończenie blatu w końcu doszliśmy do szybkich i tanich rozwiązań, które stawią czoła rożnym żywiołom ;) ale o tym innym razem 😁