Powoli zbliża się koniec sezonu...Jesień nadchodzi wielkimi krokami a wraz z nią porywiste wiatry. Wczoraj czekała na nas niemiła niespodzianka. Wiatr zerwał poszycie ze sterówki.Pojechaliśmy połowic rybki a na dzień dobry czekała na chłopa robota. Na szczęście konstrukcje można było wyprostować a plandekę na nowo założyć. Ja wraz z potomstwem grzecznie czekaliśmy na nabrzeżu podczas gdy chłop ze swoją wiązanka łacińska ;P na ustach naprawiał zniszczenia.
Kiedy już mogliśmy wejść na pokład, każde z nas udało się do tzw. swoich zajęć. Nasze starsze dziewczę moczyło kija....syn udał się w zaciszny kącik by oddać się bez reszty jakiejś grze na tablecie a ja z resztą załogi zasiedliśmy na rufie...Chłop dostarczył z naszego marinowego pubu piwko i tak sobie siedzieliśmy zażywając relaksu. Monotonię przerwała nam wizyta nowego członka naszej mariny. Przyszedł ,zapytał czy jesteśmy z Polski, po czym przywitał się po polsku: dzień dobry i fantastycznie. Miła rozmowa biegła już po angielsku od tego skąd pochodzimy aż po silnik naszej łódki. I tak dowiedzieliśmy się, że nasz nowy sąsiad mieszkał 7 lat w Krakowie, że bardzo tęskni za swoimi polskimi przyjaźniami i jedzeniem a nawet za polskim latem. Wiemy, że lubi polskiego Żywca, ba nawet nam wymienił gdzie są polskie sklepy w okolicy gdybyśmy przypadkiem nie wiedzieli.
Nigdy nie wiadomo kogo można spotkać na obcej ziemi....a tym bardziej na marinie zaszytej przed oczami wielkiego miasta gdzieś na angielskiej wsi :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz