niedziela, 24 września 2017

Psotny wiatr i miłośnik Krakowa ;)

Powoli zbliża się koniec sezonu...Jesień nadchodzi wielkimi krokami a wraz z nią porywiste wiatry. Wczoraj czekała na nas niemiła niespodzianka. Wiatr zerwał poszycie ze sterówki.Pojechaliśmy połowic rybki a na dzień dobry czekała na chłopa robota. Na szczęście konstrukcje można było wyprostować a plandekę na nowo założyć. Ja wraz z potomstwem grzecznie czekaliśmy na nabrzeżu podczas gdy chłop ze swoją  wiązanka łacińska ;P na ustach naprawiał zniszczenia.




Kiedy już mogliśmy wejść na pokład, każde z nas udało się do tzw. swoich zajęć. Nasze starsze dziewczę moczyło kija....syn udał się w zaciszny kącik by oddać się bez reszty jakiejś grze na tablecie a ja z resztą załogi zasiedliśmy na rufie...Chłop dostarczył z naszego marinowego pubu piwko i tak sobie siedzieliśmy zażywając relaksu. Monotonię przerwała nam wizyta nowego członka naszej mariny. Przyszedł ,zapytał czy jesteśmy z Polski, po czym przywitał się po polsku: dzień dobry i fantastycznie. Miła rozmowa biegła już po angielsku od tego skąd pochodzimy aż po silnik naszej łódki. I tak dowiedzieliśmy się, że nasz nowy sąsiad mieszkał 7 lat w Krakowie, że bardzo tęskni za swoimi polskimi przyjaźniami i jedzeniem a nawet za polskim latem. Wiemy, że lubi polskiego Żywca, ba nawet nam wymienił gdzie są polskie sklepy w okolicy gdybyśmy przypadkiem nie wiedzieli.
Nigdy nie wiadomo kogo można spotkać na obcej ziemi....a tym bardziej na marinie zaszytej przed oczami wielkiego miasta gdzieś na angielskiej wsi :)

niedziela, 10 września 2017

Wakacyjne rejsy- rejs numer 2

Nafford Wire

Kolejny rejs okazał się być najdłuższym w historii naszego pływania. Mając na pokładzie pana majster-śrubkę...chłop czuł się psychicznie bezpiecznie. Jakby co on i majster-śrubka w towarzystwie magicznej torby są wstanie pokonać wszystkie przeszkody i te mechaniczne i te inne jeszcze nienapotkane ;)

Tym razem najpierw popłynęliśmy prawie do śluzy w Strensham, po nawrocie (przez lewą burtę ;) ) popłynęliśmy w kierunku mostu w Eckington ,po drodze mijając naszą przystań i most kolejowy. Chłop mocny psychicznie ;) pokierował sprawnie naszą Frelę i przepłynęliśmy pod mostem w Eckington. Słowem kolejny most zdobyty! Szlak wodny za mostem wił się dosłownie jak wąż...zakręty ,wąska rzeka..a ja jak zwykle już spanikowana z gotowymi w głowie scenariuszami...a co jak ktoś zza tego zakrętu będzie właśnie płynął z przeciwnego kierunku ? Tu jakiś wędkarz tam ktoś na pontonie...tu Frela czasami niepokorna...nic to płyniemy...po kolejnych rzecznych esach-floresach zobaczyliśmy w oddali wodospad..na brzegu znaki.. gdzie i jak ten wodospad ominąć.
Okazało się ,że  Nafford Wire. Jeszcze nie jesteśmy gotowi na samodzielna obsługę śluz  dlatego chłop zawrócił ,bo koło wodospadu była właśnie jak dla mnie magiczna wciąż śluza.


Po ponad godzinnym rejsie szczęśliwie dobiliśmy do nabrzeża w naszej marinie.
młodzież na pokładzie
 

pod mostem w Eckington



poniedziałek, 4 września 2017

Wakacyjne rejsy-rejs numer 1

Mamy za sobą dwa wakacyjne rejsy, kiedy korzystaliśmy z dni wolnych chłopa...Na każdy rejs zaprosiliśmy "obstawę" na wypadek gdyby potrzebna była pomocna dłoń przy awaryjnym cumowaniu badż też mechanicznej awarii.



Rejs numer 1

Nigdy nie robimy planów gdzie płyniemy...planujemy tylko z kim. Mając na pokładzie troszkę ponad roczne dziecko,każda para dodatkowych rąk i oczu jest na wagę złota. Nie planujemy również dalekich rejsów,chcemy być najpierw pewni ,że daleko możemy dopłynać.Z każdym rejsem chłop nabiera wprawy w sterowaniu łodzią.Wiemy,że do czasu pełnego umeblowania się trzeba mocno pracować nad balastem ..teraz na przyklad na rufie spoczywają trzy worki z piachem i kiedy mamy jeszcze kilku milusińskich na dziobie sprawa sterowania...zaczyna sie komplikować,bo zbyt lekka rufa nie jest przeciwwagą dla obciążonego dziobu...i śruba łodzi znajduje się zaledwie pod poziomem wody.Miało być o rejsie...
Po zabordowaniu wszystkich i wszystkiego popłynęliśmy w stronę Eckington bridge w miejscu gdzie nam nawalił wał napędowy. Razem z moja pomocą podpokładową,która na samą wieść,że ma płynąć juz miała tzw. stracha próbowałyśmy zapanować nad najmłodszym dzieciem a jednocześnie podziwiałysmy okolice za burtami.Nawrót przed mostem poszedł gladko..minęliśmy naszą przystań i popłyneliśmy w strone śluzy w Strensham.Kiedy na chwilę stanął nasz silnik...skipper powołał mnie za ster.Diagnoza była szybka i za chwile silnik ponownie pracował.Przez myśl przeleciało mi cumowanie w szuwarach i serce zaczęło bić mocniej ale jak to mówi mój chłop mam naturę panikary,
zawsze widzę czarność-czarną ;P 
Kiedy ja tak sobie panikowałam...natura za burtami trwała .Napotkaliśmy czaplę,kormorana i brodzącą w wodzie ptaszynę. To swiat którego nasze dzieci nie znały..czas będzie nauczyć ich..że pływanie to nie tylko spędzanie czasu na łodzi ale również obserwacja natury .
Kolejny nawrót przed przystania i śluzą w Strensham i kierunek na naszą marine.Dopłyneliśmy!!!
Moja pomoc podpokładowa...usmarowana przez moje małe dziecię czekoladą z uśmiechem stwierdziła,ze nie było tak strasznie.

Ptaszyna :)