poniedziałek, 20 listopada 2017

Trochę o historii kanałów rzecznych w UK

Od dłuższego czasu jestem fanką wszelakich angielskich programów telewizyjnych dotyczących kanałów rzecznych oraz ich historii. O wielu faktach nie wiedziałam ba nawet pojęcia nie miałam...poniżej tekst uzupełniony zdjęciami znalezionymi w intrenecie, warto przeczytać. Kanały w UK nie zawsze wyglądały tak jak teraz...i  służyły do czegoś innego.

oryginalny tekst można przeczytać tutaj


Nieprzemijający urok brytyjskich kanałów
Do początków XIX wieku w Anglii, Szkocji i Walii zbudowano jakieś 6000 kilometrów kanałów śródlądowych. Do czego były potrzebne i kto korzysta z nich dzisiaj?
REWOLUCJA przemysłowa w XVIII-wiecznej Wielkiej Brytanii wymusiła potrzebę stworzenia systemu taniego i szybkiego transportu surowców i gotowych wyrobów. Dotychczas towary ładowano na konie lub wozy. Jednak zimą drogi były tak zryte koleinami i grząskie, że stawały się nieprzejezdne. Znaleziono lepsze rozwiązanie — okazało się, że jeden koń potrafi dość szybko holować wzdłuż kanału łódź nawet z 30-tonowym ładunkiem.
W roku 1761 książę Bridgewater polecił zbudować kanał, którym by transportowano węgiel z jego kopalń do klientów w odległym o 16 kilometrów Manchesterze. Przedsięwzięcie to nie tylko przyniosło księciu zyski, ale też zmniejszyło o połowę cenę tamtejszego węgla. Około 30 lat później ambitniejszy projekt — system kanałów Grand Cross — połączył cztery ważne rzeki, dzięki czemu usytuowane w głębi lądu tereny przemysłowe skomunikowano z portami morskimi. Dla brytyjskich kanałów nadeszła era świetności.
Budowa i eksploatacja
Utalentowani inżynierowie — między innymi James Brindley, samouk, który przystępował do pracy bez pisemnych obliczeń czy rysunków — opracowali nowatorskie metody budowania kanałów w terenie zróżnicowanym topograficznie. Powstałe wówczas szlaki wodne, tunele, śluzy i mosty nadal uchodzą za wyjątkowe osiągnięcia.
Do transportowania większych ładunków, na przykład węgla, wapna, wapienia, kaolinu, rudy żelaza, cegieł czy mąki, zaprojektowano otwarte drewniane barki o szerokości dwóch i długości dwudziestu metrów. Były one ciągnięte przez konie idące po ścieżkach holowniczych wzdłuż kanałów. Ekspresowy fracht pilnych lub łatwo psujących się przesyłek zapewniały „lotne łodzie”, które kursowały bez przerwy, nawet w nocy.
Ostatnie holowanie barki przez konia na rzece Lea w 1955r
Na niektórych kanałach zaprzęgi konne, zmieniane w regularnych odstępach czasu, holowały łodzie pasażerskie. Te łodzie o opływowych kształtach zabierały do 120 osób i ciągnięte były ze średnią prędkością 15 kilometrów na godzinę. Podobnie jak „lotne łodzie”, miały one pierwszeństwo przed innymi użytkownikami kanałów. Na kanale Bridgewater wyposażone były nawet w pokaźne ostrze na dziobie do przecinania lin holowniczych innych jednostek, które stanęłyby im na drodze! Wraz z pojawieniem się kanałów zwykli ludzie po raz pierwszy mieli możliwość tanio i wygodnie podróżować na większe odległości.
Życie na barce

Życie na wodzie było mozolne. Przewoźnicy ciężko pracowali, często z narażeniem zdrowia lub życia. Zawsze w drodze, nie mając możliwości zdobycia wykształcenia, stawali się coraz bardziej wyobcowani.
Ludzie żyjący na barkach rozwinęli charakterystyczny rodzaj sztuki ludowej — dekorowali swoje łodzie barwnymi motywami krajobrazów, kwiatów i wzorków, które ciągnęły się po zewnętrznych częściach barki aż do kajuty umiejscowionej na rufie. Kabina o wymiarach zaledwie dwa na trzy metry służyła za mieszkanie dla przewoźnika, jego żony i dzieci. Ale ten brak przestrzeni rekompensowali oni pomysłowym wyposażeniem: składanymi łóżkami, wysuwanymi stolikami i szafkami. Z półek zwisały szydełkowe koronki, a fantazyjne ozdoby porcelanowe i mosiężne połyskiwały wokół piecyka kuchennego. Wszystko to stwarzało ciepły, przytulny nastrój. Żony przewoźników były bardzo pracowite. Chociaż miały wiele obowiązków, a często transportowano brudzący ładunek, potrafiły utrzymać rodzinę i barkę w czystości. Nawet ozdobne sploty na drążku steru były wypucowane do połysku.
Zmierzch i renesans kanałów
W roku 1825, gdy większość kanałów była już zbudowana, George Stephenson otworzył linię kolejową Stockton — Darlington. Była to jedna z pierwszych publicznych tras obsługiwanych przez parowozy. W ciągu 20 lat kanały straciły rynek na rzecz kolei i coraz rzadziej używane, niszczały. Niektóre z nich zostały nawet wykupione przez towarzystwa kolejowe, pragnące zdławić konkurencję. Po I wojnie światowej zaczęto budować nowe, lepsze drogi, przez co kanały jeszcze bardziej traciły na znaczeniu. Nawet optymiści sądzili, że to już koniec ich historii.
Jednak pół wieku starań różnych grup ludzi i pojedynczych osób przyniosło rezultaty. Chociaż tylko nieliczne łodzie nadal transportują towary, inne przekształcono w pływające domy lub statki turystyczne. Obecnie spławnych jest ponad 3000 kilometrów kanałów. Można nimi zwiedzić niektóre ustronne miejsca zaliczane do najpiękniejszych w Wielkiej Brytanii. Entuzjaści barek podtrzymują też dawne tradycje i je upowszechniają, regularnie urządzając wodne festyny. Ponieważ te jaskrawo zdobione łodzie zdobywają coraz większą popularność, obecnie po kanałach pływa ich więcej niż w szczytowym okresie, gdy służyły jako środek transportu w przemyśle. A kanały przywraca się do pierwotnego stanu z taką szybkością, z jaką je budowano 200 lat temu.
Urokowi kanałów ulegają nie tylko miłośnicy żeglugi. Wraz z odnowieniem tych szlaków wodnych stworzono sieć tak zwanych parków liniowych, dzięki czemu spacerowicze, rowerzyści i wędkarze korzystający ze ścieżek holowniczych mogą dotrzeć do mało znanych wcześniej terenów. Zbiorniki zbudowane w celu utrzymania odpowiedniego poziomu wody, a także same kanały stały się siedliskiem wielu roślin, ptaków i innych zwierząt.
Powstanie brytyjskich kanałów zapoczątkowało erę wielkich zmian — choć jedna z nich okazała się całkiem nieoczekiwana: Te same kanały, które niegdyś pomogły stworzyć nowoczesny świat, dziś pomagają od niego uciec.
PŁYWANIE W TUNELU

Tylko nieliczne tunele mają ścieżkę holowniczą. Zanim więc powstały łodzie z własnym napędem, przeprowadzenie barki przez tunel wymagało zastosowania pewnej niebezpiecznej metody. Po obu stronach dziobowej części łodzi przymocowane były deski. Przewoźnicy, leżąc plecami na tych deskach, trzymali się ich rękami, a nogami zapierali się o ściany tunelu. W ten sposób przepychali łódź. W ciemności rozjaśnianej jedynie świeczką nietrudno było postawić nogę w niewłaściwym miejscu, wpaść do wody i zostać zmiażdżonym. Swego czasu sieć brytyjskich kanałów miała 68 kilometrów tuneli, a na najdłuższych z nich do przeprowadzania łodzi zatrudniano specjalnie wykwalifikowane osoby. Najdłuższy, niedawno otwarty tunel w Standedge ma 5 kilometrów.
ŚLUZY I POMYSŁOWA WINDA
Co się dzieje, gdy kanał napotyka wzniesienie, skoro jak wiadomo woda nie płynie pod górę? Droga wodna może omijać wzniesienia, pozostając na tym samym poziomie, wydłuży to jednak trasę. Możliwe też jest przebicie przez taką przeszkodę tunelu. Ale istnieje jeszcze inny sposób — spiętrzanie wody za pomocą śluzy. Składa się ona z zamkniętej wrotami komory łączącej akweny o różnych poziomach wody. Gdy łódź wpływa do śluzy, wrota się zamykają. Następnie — w zależności od potrzeb — śluzę albo napełnia się wodą, by podnieść łódź wyżej, albo się opróżnia, by łódź opadła na niższy poziom.
A co zrobić, gdy dawnych śluz nie da się odrestaurować? Taki problem pojawił się w Szkocji, gdzie realizowano poważne przedsięwzięcie połączenia dwóch dawno nieużywanych kanałów między Glasgow a Edynburgiem. Nie można było odbudować ciągu 11 śluz w Falkirk. Niegdyś spinały one kanał Union z kanałem Forth and Clyde, który jest najstarszym na świecie sztucznym szlakiem wodnym łączącym dwa morza. Znaleziono więc pomysłowe rozwiązanie — zaprojektowano obrotową windę o średnicy 35 metrów. To urządzenie, zwane Falkirk Wheel, jest pierwszym tego rodzaju. Może naraz przenieść osiem łodzi — po cztery w dwóch przeciwległych platformach wypełnionych wodą. Zajmuje to zaledwie 15 minut.
Falkirk Wheel zostało opisane w londyńskiej gazecie The Times jako „cud inżynierii”. Jest zainstalowane w dużym okrągłym basenie, w którym może cumować ponad 20 łodzi.
DLACZEGO LUBIMY PŁYWAĆ KANAŁAMI
Ostatnimi laty, będąc już w zaawansowanym wieku, wraz z żoną rozkoszujemy się spokojnymi wakacjami spędzanymi na pływaniu łodzią po kanałach. Dlaczego spokojnymi? Po pierwsze, jesteśmy z dala od ruchu ulicznego i ciągłego pośpiechu. Barką można sunąć z prędkością co najwyżej pięciu kilometrów na godzinę. Chodzi o to, by nie tworzyć fali, która rozpływając się, niszczyłaby brzegi kanału. W rezultacie ludzie spacerujący z psami wzdłuż dawnych ścieżek holowniczych często nas wyprzedzają!
Dodatkową zaletą powolnego tempa jest to, że mamy czas podziwiać otoczenie, a nawet pozdrowić jakiegoś przechodnia. Okolica naprawdę bywa cudna. Zazwyczaj wynajmujemy łódź na kanale Monmouthshire and Brecon w południowej Walii. Ciągnie się on przez jakieś 50 kilometrów — od walijskiej granicy aż do gór Brecon Beacons, wznoszących się na wysokość prawie 900 metrów n.p.m. Gdy co jakiś czas dopływamy do śluzy i nasza łódź podnosi się albo opada, mamy ogromną frajdę.
Łodzie są świetnie wyposażone i bardzo wygodne. Niektóre mają nawet dwie podwójne sypialnie z osobnym prysznicem i toaletą. Jest tam też centralne ogrzewanie na wypadek chłodniejszego wieczoru. Zwykle gotujemy sami, ale jeśli chcemy od tego odpocząć, możemy zatrzymać się na smakowity posiłek w jakiejś przybrzeżnej restauracji.
Wszędzie panuje niezmącony spokój, zwłaszcza nad ranem, gdy w tafli wody niczym w zwierciadle odbijają się drzewa i wzgórza. Jest tak cicho, że można rozpoznawać poszczególne głosy ptaków i obserwować, jak czujne czaple brodzą wzdłuż brzegu. (Nadesłane).
Dzięki uprzejmości British Waterways