O naszej Freli wiedzieliśmy tak naprawdę tyle co nic albo jeszcze mniej.Znaliśmy jej numer rejestracyjny i dzięki temu przy pomocy rejestru łodzi mogliśmy ustalić jaki to model,kiedy była wyprodukowana ,jakie nosi imię i kiedy ostatni raz miała wykupioną licencję. I tak dowiedzielśmy sie,że była czterdziestolatką porzucona ok 10 lat temu.
Przystąpiliśmy z zapałem maniaka,do przywracania świetności.Każdy wolny dzień był dniem spędzonym na marinie,no chyba,że wiało i lało. Zaczęliśmy od porzadków.Do wora poszło wszystko co napewno już sie nie przyda,bo albo jest stare albo jest stare i śmierdzi. Mąż zaczął składać do kupy silnik i kiedy okazało się,że nie ma skrzyni biegów staneliśmy przed kolejnym wyzwaniem...ten punkt programu okazał się być czasochłonnym,trudnym i kosztownym. Mieliśmy dwie opcje wytrzasnąć skrzynie biegów albo inny silnik wraz ze skrzynia biegów. Poszukiwania zakończyliśmy znalezieniem silnika Kuboty w opcji ze skrzynią w zupełnie przyzwoitej cenie...swoją drogą ceny zmarynizowanych silników przyprawiają o zawrót głowy. Jednak nie samym silnikiem i skrzynią biegów łódka pływa ;) Potrzebna była jeszcze długa baaardzo długa lista rzeczy od sterowania silnika po przenośną toaletę i tak z czasem dorobilismy się sterowności,mocy/'napędu ,połączenia silnika z bakiem paliwa, owej toalety przenosnej, 12V elektryczności a z nią oświetlenia nawigacyjnego,oświetlenia w sterówce i pod pokładem.
Kiedy nadeszła jesnień trzeba było naszą Frelę wyciagnąć na brzeg. Oszuszyć...pooglądać i zaplanowac cały proces odnowienia kadłuba kiedy tylko nadejdzie przyjazna wiosna.Zima była długa i mało pomocna w kontynuacji zamierzonych celów...szlifowanie kadłuba wraz z pokryciem go nowymi warstwami żelkotu było zrobione na początku marca a pod jego koniec łódka została zwodowana....
p.s. jeśli sie komuś wydaje,że to koniec liftingu ;)...to sie myli...cdn :)
😉
OdpowiedzUsuń